aaa4 |
Wysłany: Pią 14:57, 06 Kwi 2018 Temat postu: |
|
-Jak panu idzie, Kounney?
-Pracuje. - Spojrzal na Itale. - Mieszkamy teraz w panskich pokojach, bo jest nas troche wiecej - szesc osob, ale jesli pan chce...
-Nie, nie wroce, Kounney. Podniosla panu czynsz?
-Nie, i pod koniec nie chciala pieniedzy od pana Brunoya, wiec to, co odlozyl na komorne, i pieniadze ze sprzedazy ksiazek i zegarka wystarczyly na pogrzeb. Ona nie jest taka zla. Wie, kiedy czlowiekowi jest ciezko.
Itale uklakl i wyciagnal reke do delikatnego, powaznego chlopczyka ubranego w bezksztaltna, znoszona sukienke.
-Do widzenia, Liyve - powiedzial.
Roznica wielkosci ich dloni byla ogromna. Itale dotknal policzka dziecka. Wstal i uscisnal na pozegnanie reke Kounneyowi.
Poszli do mieszkania Karantaya lezacego na poludnie od Eleynaprade. Karantay przechowal list do Itale od Amadeya Estenskara, datowany 28 lutego 1928 roku. Itale zaczal go czytac, ale przerwal lekture i schowal twarz w dloniach.
-Nie moge juz dluzej czytac listow od zmarlych - powiedzial.
Karantay zajmowal ostatnie pietro domu. Mial kilka duzych, oszczednie umeblowanych pokoi z wysokimi, duzymi oknami. Itale zaczal chodzic po golej podlodze i po chwili znuzony usiadl.
-Wszyscy umarli dzisiaj - powiedzial.
-Te ostatnie dwa czy trzy lata nie byly najlepsze - odparl lagodnie Karantay.
-Co sie stalo - co jest nie w porzadku, Givanie?
-Nie wiem. Jesli o mnie chodzi, to nic. Nadal pisze, dla mnie naprawde tylko to sie liczy. Mam zrodlo utrzymania, we wrzesniu sie zenie.
-Zenisz sie! Z Karela?
Karantay skinal glowa. Od dawna byl zakochany i nigdy nie chcial o tym mowic. Itale nawet teraz nie potrafil powiedziec, czy jego malomownosc oznacza chlod uczuc, czy tez skrywa szczescie, ktore uwaza za cos egoistycznego i niestosownego.
-Wiec jak mowie, dla siebie mam wszystko |
|